Ciekawostki i drobiazgi - Socrealizm a la Tyrmand

   Co łączy dwa ostatnie tematy na moim blogu – Leopolda Tyrmanda i komunistyczną propagandę (od)budowy?
Oczywiście niezrealizowany film!

W „Dzienniku 1954” Tyrmand pisał:

Co mnie łączy z Dorą Gromb? I z filmem w ogóle? Beznadziejnie jak to brzmi, cieszę się w kołach filmowych opinią zdolnego scenarzysty. Nie ma na to przekonywających dowodów. Jeszcze w czterdziestym dziewiątym zakupiono u mnie scenariusz za ładne pieniądze w ówczesnej walucie. I nic. Nie nadawał się ze względów ideolo. Ale uznany został za wzór dobrej roboty. Pamiętam, jak Aleksander Ford niszczył ów scenariusz na publicznej konferencji, zaś wynosił go pod niebiosa w rozmowie prywatnej, dodając co chwila: "No przecież sam pan rozumie..."

 Niedawno zawarłem z Dorą Gromb umowę na tak zwaną nowelę filmową, wstęp do scenariusza. To ma być komedia. Dora Gromb marzy o komedii, wszyscy w Cuk-u śnią o komedii, Polacy masowo odmawiają chodzenia do kina na oficjalne melodramaty. Ale z komedią to nie takie proste. Jak napisać coś, z czego ludzie mogliby się śmiać, a jednocześnie odczuli potrzebę walki o pokój, zwiększenia wydajności pracy, nienawiść do imperializmu i miłość do Politbiura? A nie odwrotnie? Napisałem Dorze pogodną błahostkę o studentach, którzy budują dom akademicki i jak to im wychodzi i nie wychodzi, jak się kochają i śmieją. Dora przeczytała, zaprosiła mnie na rozmowę i powiedziała z dojrzałością potomka wielu pokoleń melancholijnych kupców: "Panie Tyrmand, gdybym ja była teraz z panem w Paryżu i prowadziła prywatny interes i pan by mi przyniósł ten towar, to ja bym powiedziała: ja to kupuję. Ale my nie jesteśmy w Paryżu, ja nie jestem prywatnym producentem, tylko urzędniczką Cuk-u i ja panu mówię: to nie to. Co pan chciał przez to powiedzieć? Co z tego wynika? Że ludzie będą się śmiać?..." "Nic więcej - powiedziałem - ale jak będą się śmiać, to pojawia się szansa." "Jaka szansa?" " Że poczują sympatię dla budującego się socjalizmu. A o to przecież pani chodzi." Dora zafrasowała się: "Tak, ale to ciągle mało..." (L. Tyrmand „Dziennik 1954")

źródło

Projekt, o którym wspomina pisarz, to „Duże rzeczy na Ochocie”. Znajdująca się obecnie w archiwum FINA nowela liczy 28 stron i powstała pod koniec 1953 roku. Jej treść dość dokładnie zgadza się z powyższym opisem:

Do Warszawy przyjeżdża trójka świeżo upieczonych studentów – Zosia, Jurek i Jan. Nie znają się, jednak mają wspólny problem: brak mieszkania. Po bezowocnych poszukiwaniach pokoi do wynajęcia (co staje się pretekstem do pokazania serii komediowych scenek z życia mieszkańców stolicy) cała trójka łączy siły. W biurze kwaterunkowym dowiadują się, że kłopoty wynikają z opóźnienia budowy wielkiego akademika na Ochocie.

Bohaterowie próbują dojść przyczyn zwłoki, ale utykają w biurokratycznym labiryncie. Postanawiają zaapelować o przyśpieszenie budowy bezpośrednio do robotników. Dzięki pomocy sekretarza POP organizują spotkanie, jednak propagandowy referat przedstawiciela ZMP usypia zebranych zamiast ich zmobilizować. Zresztą lud pracujący stolicy jakoś nie pali się do budowania komunizmu poprzez budowę akademików dla smarkatej inteligencji. Sytuację ratują studenci, którzy zaczynają rozmawiać z robotnikami o ich problemach i udzielać im fachowych porad. Udowadniają tym samym, że ich wykształcenie leży w interesie całego społeczeństwa. Oparta na prostej zasadzie „coś za coś” idea międzyklasowej symbiozy (w miejsce tradycyjnego międzyklasowego pasożytnictwa) trafia na podatny grunt. Prace przy budowie akademika ruszają z kopyta.

Jednocześnie rozgrywa się wątek romansowy – o względy Zosi rywalizują Jurek i Jan,ale ona zaczyna interesować się młodym murarzem Edziem, typowym „warszawskim cwaniakiem”, który wydaje jej się bardziej męski od „słabych” studentów. Początkowo relacja robotnika i studentki pełna jest niechęci i docinków, ale szybko przeradza się w szczere uczucie. W finale Edzio wyznaje Zosi, że on także planuje wkrótce rozpocząć studia.

źródło

Fabuła nowelki jest lekka i zabawna, choć dość szczątkowa. Autor wiele scen jedynie sygnalizuje, rzadko wprowadza też dialogi. Mimo to dość wyraźnie przedstawia swoją koncepcję przyszłego filmu, kilkukrotnie opisując, jak wybrane fragmenty powinny wyglądać na ekranie. Partia? Owszem, jest, ale nie ma realnej mocy sprawczej, nie kontroluje też wszechobecnego bałaganu, biurokracji czy kombinatorstwa. Propaganda i polityka, choć wszechobecne, są raczej tłem, nie mają większego wpływu na rzeczywistość. Widać to szczególnie w opisanej sekwencji zebrania, kiedy robotników do wsparcia studentów przekonują nie wzniosłe hasła i komunistyczny etos pracy a prosty barter: „wy nam postawicie dom, my wam (w przyszłości) wyleczymy zęby”. Działania bohaterów, choć można je podciągnąć pod „kuźnię kadr” i „triumf kolektywu”, w rzeczywistości należą do inicjatyw oddolnych, w pewnym stopniu nawet prywatnych. Te „wady” były oczywiste także dla przedstawicieli Centralnego Urzędu Kinematografii, nic więc dziwnego, że „Duże rzeczy na Ochocie” trafiły na półkę, co zresztą Tyrmandowi specjalnie nie przeszkadzało:

(…) pieniędzy nie dostałem. Mam dostać po przeróbkach. Taka zabawa będzie trwała miesiącami, jakąś forsę otrzymam, ale całe przedsięwzięcie nigdy nie wyjdzie poza stadium noweli. Zresztą wcale mi na tym nie zależy, scenariusz skierowany do produkcji to już poważne użeranie się z nadzorcami od kultury, z którymi nie mam żadnych widoków na sukces. Wystarczy mi taka cykanina, zarobki małe, ale uczciwe i nieobowiązujące, pogaduszki z Dorą Gromb. Że "to nie to", i że "to za mało", wiem równie dobrze jak Dora, a ona wie, że ja nigdy nie napiszę propagitki jak trzeba.(L.T., op.cit.)

------------------------------------------------------------------------

zdjęcie początkowe - źródło

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ciekawostki i drobiazgi czyli kontrowersyjny... "Znachor"?

Są takie filmy, których realizacja przeszła do historii. Są takie, które kojarzymy ze skandalami, wypadkami lub różnego rodzaju problemami...

Popularny post