Twórczość Waldemara Łysiaka jest specyficzna, nawet
abstrahując od coraz bardziej kontrowersyjnej postawy pisarza i jego poglądów.
Spod pióra autora „Dobrego” wyszły liczne powieści, zbiory esejów na temat
historii czy sztuki, opowiadania w kostiumie fantastyki, cykle politycznych
felietonów, a także pozycje, które można zaklasyfikować jako naukowe. Pisarz
konsekwentnie rozmywał granice pomiędzy poszczególnymi rodzajami czy gatunkami,
tworząc swoiste hybrydy literackie. Widać to także w jego powieściach, To jedna
z tych cech, które stanowią o ich wyjątkowości, ale jednocześnie sprawiają, że
dzieła Łysiaka niezwykle trudno sfilmować[1].
Wydana po raz pierwszy w 1980 roku powieść „Szachista” jest tego doskonałym
przykładem. Z jednej strony pomysłowa intryga, barwni bohaterowie, obfitująca w
nieoczekiwane zwroty akcja i fascynujące tło historyczne. Z drugiej – wielostronnicowe dialogi, szermierka słowna, dygresje,
istotne dla fabuły przypisy i stylizacja na rekonstrukcję autentycznych
wydarzeń. Jak coś takiego można pokazać na ekranie? Jakich środków użyć? A może
w ogóle nie warto próbować, może zamiast tego skupić się tylko i wyłącznie na akcji?
Andrzej Kostenko zalicza się najwyraźniej do zwolenników tej ostatniej opcji. A
był dosłownie o włos od adaptacji „Szachisty”…
W latach 80. Kostenko spędził dłuższy czas we Francji, na
częściowo mimowolnej emigracji (stan wojenny zastał go nad Sekwaną). Dzięki
wsparciu przyjaciół (np. Romana Polańskiego) znalazł
pracę w przemyśle filmowym. Po 1989 roku jeszcze kilka razy współpracował z francuską kinematografią,
reżyserując między innymi dwa odcinki serialu o przygodach komisarza Maigreta
oraz „polską” część serii „Kapitan Conrad”. W tym właśnie okresie zaczął
przymierzać się do ekranizacji „Szachisty”. W maju 1993 r. projekt był na dość
zaawansowanym etapie. Film miał powstać jako koprodukcja Francji, Wielkiej
Brytanii, Niemiec i Polski. Wstępne umowy z producentami francuskimi i
brytyjskimi już podpisano, umowę z Niemcami negocjowano. Kostenko zwrócił się o
współfinansowanie do polskiego Komitetu Kinematografii, swój udział w
przedsięwzięciu deklarowała także Telewizja Polska. Rozpoczęcie prac przewidziano
na koniec sierpnia 1993 roku, premierę – na luty 1994 r. Zdjęcia planowano
realizować w Polsce (35 dni), Niemczech (10 dni) oraz Wielkiej Brytanii (3
dni).
Andrzej Kostenko był także współautorem scenariusza
zatytułowanego „Szach cesarzowi”. Obok
niego podpisali się pod nim Gilles Adrien i Gerard McDonald. Jak przedstawiał
się efekt tej współpracy?
Przede wszystkim we wniosku o dofinansowanie Kostenko
określił przyszły film jako… komedię akcji (!), co od razu budzi złe
przeczucia. W eksplikacji napisał: „Film Szach cesarzowi
adresowany jest do szerokiej widowni. Jeżeli chodzi o tzw. artystyczne
zamierzenia, mam zamiar połączyć styl filmu sensacyjnego, przygodowego z
widowiskiem historycznym, kładąc duży nacisk na realizm szczegółów w
warstwie wizualnej praz faktograficznej. Dodając do tej mieszanki
(w dialogach i sytuacjach) współczesne elementy komediowe, chciałbym
dać widzowi odprężenie i zabawę z jednoczesną przyjemnością płynącą z
obserwacji malowniczości epoki napoleońskiej.”
Takie podejście przełożyło się oczywiście na sposób
adaptacji pierwowzoru literackiego. Wycięto dużą część wątków politycznych,
uproszczono fabułę, wprowadzono iście hollywoodzkie chwyty i zwroty akcji.
Usunięto kilka postaci, kilka innych mocno zmieniono.
UWAGA! Dalsza część tekstu zawiera spoilery!
Scenarzyści dość swobodnie podeszli do materiału źródłowego
jeśli chodzi o głównych bohaterów. W powieści Beniamin Bathurst to 23-letni
arystokrata, syn biskupa i krewny jednego z polityków kierujących akcją
„Szachista”. W filmie jego miejsce miał zająć kilka lat starszy oficer
marynarki, skazany na karę śmierci za odmowę wykonania (bezsensownych) rozkazów
podczas bitwy. Włoska tancerka Julia
zmieniła się w nienawidzącą Napoleona francuską arystokratkę, pracującą dla angielskiego
wywiadu. W męskim przebraniu dołączała do cyrkowej trupy, z którą podróżowała
ekipa Bathursta, tam wiązała się z Beniaminem… i dalszy ciąg można sobie łatwo
dopowiedzieć. Większą rolę odgrywał Schulmeister,
który w powieści Łysiaka jest raczej widmem niż osobą.
Podobnym modyfikacjom uległa też fabuła. Zrezygnowano z
postaci polskiego mnicha-sobowtóra. Zamiast podmiany zaproponowano bardziej
tradycyjne porwanie. Ostatnie akty filmu miały iście hollywoodzki styl: oto za
uciekającą z nieprzytomnym cesarzem drużyną ruszają Francuzi. Niczym w „Trzech
muszkieterach” kolejni współpracownicy Bathursta decydują się poświęcić, by
opóźnić pościg. Pozostali przy życiu bohaterowie docierają do portu, gdzie
czeka na nich Castlereagh. Polityk odkrywa, że porwany to w rzeczywistości
sobowtór Napoleona. I tu mamy chyba jedyny dobry pomysł scenarzystów: okazuje
się, że cała akcja była w rzeczywistości prowokacją Schulmeistera, który na „przynętę
z Bonapartego” chciał złapać właśnie Castlereagha… Bohaterom rzecz jasna udaje
się uciec. Beniamin i Julia odpływają w siną dal, ku planszy z napisem „The
(Happy) End”.
Co ciekawe, ustalono już kandydatów do niektórych ról. Napoleona miał zagrać popularny francuski aktor Jean-Francois Stevenin.
Do roli Schulmeistera Niemcy zaproponowali tego pana:
Najdziwniejszy był jednak kandydat do roli Beniamina
Bathursta. Otóż angielski koproducent prowadził rozmowy z Timothy
Daltonem, jednym z odtwórców roli Jamesa Bonda. Problem w tym, że Dalton
miał wówczas 47 lat i wyglądał… może nie na swój wiek, ale na pewno nie
na faceta przed trzydziestką.
Podsumowując: jako scenariusz lekkiego
przygodowego filmu historycznego „Szach cesarzowi” sprawdza się całkiem nieźle.
Jako adaptacja powieści Waldemara Łysiaka… nie sprawdza się wcale. Niemniej to właśnie ten projekt był najbliższy urzeczywistnieniu, pomimo że już w 1978 r. Zespół Filmowy SILESIA zainteresował się "Szachistą", istniejącym wówczas tylko w formie odcinków publikowanych od 4.01.1976 do 12.06.1977 r. w wydawanym przez Zrzeszenie Katolików "Caritas" tygodniku "Myśl Społeczna". Następnie powieść trafiała do ZF ZODIAK. Pierwszy szkic scenariusza powstał prawdopodobnie ok. roku 1983. W archiwum zachował się tylko w przekładzie na język niemiecki, co może oznaczać, że myślano o koprodukcji z naszym zachodnim sąsiadem. Z 1984 roku pochodzi natomiast krótki szkic autorstwa dziennikarza i krytyka Lesława Bajera, będący wierną adaptacją "Szachisty". Również ten projekt nie doczekał się realizacji, a papierowym śladem, jaki po nim pozostał, jest materiał, który trafił do archiwum Filmoteki Narodowej (FINA).
Scenariusz „Szach cesarzowi” oraz inne opisane w tekście materiały znajdują się w zbiorach Filmoteki Narodowej-Instytutu Audiowizualnego. Można się z nim zapoznać w czytelni FINA przy ulicy Puławskiej 61 w Warszawie po złożeniu zamówienia według zasad regulaminu.
***
Być może to właśnie perspektywa
ekranizacji „Szachisty” skłoniła Waldemara Łysiaka do spróbowania swoich sił w kinematografii.
W styczniu 1980 roku pisarz złożył w Zespole Filmowym TOR dwustronicowy temat
scenariusza filmowego zatytułowany „Off-side”. Jak można się domyślać, akcja
miała kręcić się wokół piłki nożnej. Oto zwolniony z pracy na wyższej uczelni
były piłkarz przypadkowo zostaje trenerem małomiasteczkowego zespołu KS „Orzeł”.
Udaje mu się zbudować silną drużynę, która ma nawet szansę na Puchar Polski. Na
przeszkodzie stają lokalne układy, korupcja i kolesiostwo, z którymi
bezkompromisowy idealista musi przegrać.
W napisanej cztery miesiące
później noweli pisarz znacznie zmienił koncepcję fabularną. Przede wszystkim wytoczył
działa większego kalibru, zastępując prowincjonalny klub reprezentacją
narodową, a walkę o wejście do II. ligi - eliminacjami mistrzostw świata. Oto w
obliczu kolejnych klęsk „orłów” prezes PZPN decyduje się zatrudnić jako trenera
„cudotwórcę” Goremskiego, człowieka, który po serii sukcesów w lidze został
zwolniony ze względu na sprzeciw wobec wszechobecnych układów. Ogarnięty
obsesją udowodnienia swojej wyższości Goremski rezygnuje z pracy w Holandii i
obejmuje stanowisko selekcjonera. Swoim obcesowym zachowaniem i krytycznymi wypowiedziami szybko „zdobywa” niechęć działaczy,
dziennikarzy, nawet piłkarzy. Po jego stronie stają kibice, uszczęśliwieni sukcesami, jakie zaczyna
odnosić reprezentacja. Tymczasem pętla wokół Goremskiego się zaciska. Prasa oczernia
go i przypisuje jego zasługi innym, PZPN wymusza ustępstwa, przyjaciel
zdradza... Trener doprowadza drużynę do awansu, ale na mistrzostwa wyjeżdża ze
świadomością, że tak naprawdę przegrał.
Nowela, którą złożył w
TORze Łysiak, jest niedokończona. Autor „rozpisał” szczegółowo
pierwszą część fabuły, jednak w przypadku reszty ograniczył się do ogólnego zarysu/streszczenia,
prawdopodobnie zakładając, że rozbuduje ją po zaakceptowaniu projektu przez
producentów. Najwyraźniej nowela nie przypadła jednak decydentom do gustu. Być
może ze względu na ostrą i wszechstronną krytykę piłkarskiego
środowiska? Może decydujące okazały się zakamuflowane nawiązania do
autentycznych wydarzeń?[1]
A może uznano, że taki obraz podważałby rzeczywiste sukcesy polskiej reprezentacji?
Łysiak wprawdzie chciał wysłać swoich bohaterów na fikcyjne mistrzostwa do Australii,
ale GDYBY film powstał to prawdopodobnie wchodziłby na ekrany w okolicach Mistrzostw
Świata w Hiszpanii w 1982 r., na których kadra Antoniego Piechniczka wywalczyła
trzecie miejsce…
[1]
Przykładowo, filmowy prezes PZPN miał zginąć w wypadku samochodowym – w taki
sam sposób zmarł w 1978 r. ówczesny prezes związku Edward Sznajder.
Scenariusz „Szach cesarzowi” oraz inne opisane w tekście materiały znajdują się w zbiorach Filmoteki Narodowej-Instytutu Audiowizualnego. Można się z nim zapoznać w czytelni FINA przy ulicy Puławskiej 61 w Warszawie po złożeniu zamówienia według zasad regulaminu.
[1] chyba, że zostały z myślą o ekranie/scenie stworzone…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz